Fartuch, kozy i Wiewiorka
Pisałam Wam o tym, że wracając z Bieszczadów wstąpiliśmy na Podlasie do Domu Mokoszy.
Ewa po raz kolejny dała się namówić na zrobienie sesji foto. Przedmiotem tejże sesji miałam być ja i mój fartuch COOKie, wygrany chyba 2 lata temu w jednym z konkursów.
Sceneria była malownicza, brzozy wysokie, rzeczka wylała, a ja zmarzłam nieco... efekty zobaczcie poniżej. Zdjęcia autorstwa Ewy Graniak, od niej tez dostałam foty.
Miłego oglądania.
PS. Prawda, że twarzowy fartuszek? :P
i moje ulubione... Marianna i kozy :)
Fiu fiu! Co za sesja! A fartuch jak kiecka ślubna;) Fajnie wyglądasz:)
OdpowiedzUsuńMarianko, super! Tylko czemu w takim ziąbie!
OdpowiedzUsuń:) chyba dlatego, że rzadko się z Ewą widuję i akurat teraz była zima :P
OdpowiedzUsuńBo dla sztuki człowiek po prostu się poświęca - nie ma to tamto, ze zimno, że gorąco, że boli - trza działać :D
OdpowiedzUsuńJestem bardzo zadowolona z tej sesji. Wyszło super!
oczywista to prawda, dla sztuki warto się poświęcić bo chodzi o uzyskanie określonych efektów :)
Usuńświetna ta sesja , a fartuszek smakowity jak beza :)
OdpowiedzUsuńTaka sesja w taką pogodę to nielada wyzwanie! Jednak udana! :)
OdpowiedzUsuń