Proziaki i Fuczki czyli o bieszczadzkich przygodach nie tylko kulinarnych
Zniknęłam na tydzień. Cało rodzinnie poniosło nas daleko choć nie aż tak bardzo bo w Bieszczady.
Kochamy góry, niestety kilka lat nie mieliśmy możliwości ruszyć gdzie indziej niż do Chaty.
Wynagradzaliśmy więc sobie, dwa lata właściwie bez wyjazdów, w cudownym Pensjonacie Horb, w Strzebowiskach, niedaleko Wetliny.
Miejsce dopracowane w każdym calu, z klimatem i swojskimi wnętrzami. Dla nas idealne także ze względu na brak dupereli na półkach i w szafkach (patrz dzieci :).
Podróż z naszymi paskudnikami była wyzwaniem nie lada. W tamta stronę Syncio wymiotował 6 razy. Na miejscu okazało się na szczęście, że zarówno kwatera jak i warunki meteo bardzo nam sprzyjają! padał śnieg, prószył śnieg, było biało dookoła. Innych turystów właściwie nie było, no może poza wyciągami narciarskimi, gdzie trzeba było się umawiać na kilka dni wstecz.
Jadaliśmy w pensjonacie lub w okolicznych knajpkach. Zdarzało się smacznie ale paskudnie i drogo tez bywało. Cóż... nie sezon niestety!
Córcia z Małżonem zjeżdżali na nartach a ja z Synciem na jabłuszkach (zdarzało mi sie tez robić aniołki na śniegu...).
Pensjonat oferował również warsztaty. Dla dzieci twórcze a dla dorosłych także kulinarne. Korzystałyśmy a jakże! Prowadziła je bardzo sympatyczna pani Kornelia (autorka bloga Lilu podróżnik). Przyznam, że wróciłabym tam w wakacje... i na szlaki, i na warsztaty!
Odpoczęłam, nawdychałam się czystego powietrza, niestety źle sypiałam ale jest szansa, że teraz nadrobię :) wyżyłam się też twórczo o czym niedługo na by Wiewiór.
Smażone na warsztatach fuczki oraz proziaki powtórzę z pewnością w domu ponieważ bardzo mi smakowały!
Wracaliśmy cała sobotę i z przygodami nie lada. Samochody w tym nasz, nie chciały jakoś jechać pod górę wśród sypiącego dookoła śniegu, po nieodśnieżonych serpentynach (na przyszłość w góry zima łańcuchy na koła koniecznie!). Na szczęście nie wjechalismy w żadna zaspę ani barierkę, udało się zawrócić i było nie daleko do Cisny (no właśnie Cisny czy Cisnej???) gdzie poczekaliśmy na pług śnieżny i po 1,5 godziny ruszyliśmy dalej. Emocji było mnóstwo a jakie wspomnienia!!!
Zapraszam Was na małą fotorelację z wyjazdu a przepisy na fuczki i proziaki pojawią się niebawem jeśli chcecie.
Kochamy góry, niestety kilka lat nie mieliśmy możliwości ruszyć gdzie indziej niż do Chaty.
Wynagradzaliśmy więc sobie, dwa lata właściwie bez wyjazdów, w cudownym Pensjonacie Horb, w Strzebowiskach, niedaleko Wetliny.
Miejsce dopracowane w każdym calu, z klimatem i swojskimi wnętrzami. Dla nas idealne także ze względu na brak dupereli na półkach i w szafkach (patrz dzieci :).
Podróż z naszymi paskudnikami była wyzwaniem nie lada. W tamta stronę Syncio wymiotował 6 razy. Na miejscu okazało się na szczęście, że zarówno kwatera jak i warunki meteo bardzo nam sprzyjają! padał śnieg, prószył śnieg, było biało dookoła. Innych turystów właściwie nie było, no może poza wyciągami narciarskimi, gdzie trzeba było się umawiać na kilka dni wstecz.
Jadaliśmy w pensjonacie lub w okolicznych knajpkach. Zdarzało się smacznie ale paskudnie i drogo tez bywało. Cóż... nie sezon niestety!
Córcia z Małżonem zjeżdżali na nartach a ja z Synciem na jabłuszkach (zdarzało mi sie tez robić aniołki na śniegu...).
Pensjonat oferował również warsztaty. Dla dzieci twórcze a dla dorosłych także kulinarne. Korzystałyśmy a jakże! Prowadziła je bardzo sympatyczna pani Kornelia (autorka bloga Lilu podróżnik). Przyznam, że wróciłabym tam w wakacje... i na szlaki, i na warsztaty!
Odpoczęłam, nawdychałam się czystego powietrza, niestety źle sypiałam ale jest szansa, że teraz nadrobię :) wyżyłam się też twórczo o czym niedługo na by Wiewiór.
Smażone na warsztatach fuczki oraz proziaki powtórzę z pewnością w domu ponieważ bardzo mi smakowały!
Wracaliśmy cała sobotę i z przygodami nie lada. Samochody w tym nasz, nie chciały jakoś jechać pod górę wśród sypiącego dookoła śniegu, po nieodśnieżonych serpentynach (na przyszłość w góry zima łańcuchy na koła koniecznie!). Na szczęście nie wjechalismy w żadna zaspę ani barierkę, udało się zawrócić i było nie daleko do Cisny (no właśnie Cisny czy Cisnej???) gdzie poczekaliśmy na pług śnieżny i po 1,5 godziny ruszyliśmy dalej. Emocji było mnóstwo a jakie wspomnienia!!!
Zapraszam Was na małą fotorelację z wyjazdu a przepisy na fuczki i proziaki pojawią się niebawem jeśli chcecie.
Jedna z pięknych cerkwi bieszczadzkich jakie zobaczylismy |
Specjal for Córcia, naleśniki bez mleka i jaj od Pani Kornelii :) |
Niektórzy zjeżdżali na nartach a inni znaleźli zjeżdżalnię... |
Gdy nie było mgły, były śnieżne szczyty... w oddali :) i nasz pensjonat :) |
Gdy nie było mgły, były śnieżne szczyty... w oddali :) |
selfie w pokojowym lustrze :) |
warsztatowe sodowe bułeczki czyli Proziaki i placuszki z kapustą czyli Fuczki |
Córci proziaki smakowały bardzo, Małżonowi też |
do fuczków pasował idealnie sos śmietanowy ze świeżymi ziołami... |
do proziaków sos również pasował :) |
Wracajcie, bo nie ma tu z kim powarsztatować!
OdpowiedzUsuń:) fajnie byłoby się teleportować :)
UsuńWidzę, że był to prawdziwy zimowy odpoczynek. A miejsce cudne. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńoj tak! polecam :)
UsuńCisnej :) Moje ukochane naleśniki w Chacie Wędrowca w Wetlinie mi przypomniałaś :)
OdpowiedzUsuńdziękuję za podpowiedź! zawsze się zastanawiam bo np Jabłonna koło Warszawy i do Jabłonny a nie Jabłonnej :)
UsuńOooo jak pięknie spędziliście ten tydzień!!:) Miejsce wspaniałe!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko:)
To prawda :) dziękuję za miłe słowa i pozdrawiam :)
UsuńSuper,że ferie się udały:) Czekam na oba przepisy:)
OdpowiedzUsuńZazdro! :)))
OdpowiedzUsuńWakacyjny urlop spędziliśmy w Przysłupiu :) piękne okolice i pyszne jedzonko :)
OdpowiedzUsuńto ja czekam na przepis ;)
OdpowiedzUsuńpyszne smaki !
OdpowiedzUsuńNo po prostu rewelacja! Widac, ż się super bawiliście, a to jedzonko - no takie, jak lubie :D Czekan na wpis na wiewiórze :D
OdpowiedzUsuńA ja napisałam post na blogu!! :D Oczywiście, jak zwkle obiecuję sobie, że będę częściej :D Ciekawe, jak tym razem będzie :D