Kulinaria dnia powszedniego. Zupa a'la gulaszowa i powidełko z nutką czekolady.
Trudno mi jest zapanować nad tym co ostatnio mknie w moim życiu. Praca, powroty z Blondyneczka do domu, gotowanie i próby odpoczywania. Staram się jakoś zaaklimatyzować i wtłoczyć w nową rzeczywistość ale jest trudno. Brak mi czasu na wszystko a w szczególności dla siebie a więc i dla bloga. A przecież to właśnie pisanie tutaj jest moją odskocznią!
Mamy sobotę, wstałam przed 7mą zamiast po 4ej więc chyba się wyspałam. Jest 14.59 i wreszcie wyszłam z kuchni i słuchając chrumkania Pepy (dzięki tej bajce mogę spokojnie gotować gdy Córcia w takim skupieniu ogląda) piszę. Będzie to krótka relacja kulinarno podróżnicza.
Tydzień zleciał mi nie wiadomo kiedy i nie bardzo wiem od czego zacząć. Nadrobiłam troszkę zaległości kuchenne. Ugotowałam wielki gar zupy gulaszowej dzięki czemu mieliśmy co jeść przez trzy dni. Poza tym po raz kolejny upiekłam chleb pszenno-żytni dla zapracowanych a na dokładkę, tudzież na deser, zrobiłam powidełko śliwkowo czekoladowe, ale po kolei...
ZUPA A'LA GULASZOWA
Siekamy drobno cebulę. Smażymy ją a gdy się zeszkli posypujemy łyżka papryki, trzeba uważać, żeby się nie przypaliła.. Mięso kroimy w kostkę dodajemy do cebuli. Podsmażamy. Przekładamy do garnka. Doprawiamy solą i pieprzem, dodajemy pociętego pomidora i zieloną paprykę pokrojona w kostkę. Dolewamy 1,2 litra bulionu. Gotujemy pod przykryciem, aż mięso będzie miękkie. Dodajemy pokrojoną w plasterki pietruszkę i marchewkę. Na końcu pocięte w dużą kostkę ziemniaki. Mieszamy z koncentratem i gotujemy wszystkie warzywa i mięso na małym ogniu do miękkości . Przyprawiamy solą, pieprzem i sporą ilością majeranku.
Ja podałam ze świeżo upieczonymi bułeczkami.
W czwartkowe popołudniu uległam namowom córci i po przedszkolu wybrałyśmy się na wycieczkę. Niby nic ale radości mnóstwo. Podróż tramwajem i autobusem a jako cel obrałyśmy sobie Zamek Królewski i lody na Starówce. Wiało niesamowicie i lało momentami ale humory nam dopisywały. Łaziłyśmy sporo jak na nóżki dwu i pół latki. Blondas był pod wrażeniem kolumny Zygmunta i wielkości Zamku. Wstąpiłyśmy do mojej ukochanej herbaciarni gdzie wybrałam dwie herbatki, które pojechały z nami do domu. Lody pożarłyśmy w jakiejś małej i przytulnej lodziarni a potem stoczyłyśmy walkę by jak najszybciej znaleźć WC. Udało się w ostatniej chwili. Polecić mogę ubikację w piwnicy obok ruchomych schodów. Bezpłatnie, czysto i bez tłumów. Gdy już ząb na ząb mi nie trafiał poczłapałyśmy na przystanek i udałyśmy się autobusem do pracy Małżona. Tam się ogrzałyśmy i załapałyśmy na transport samochodowy wprost do wiewiórczego azylu.
I tu zaczęła się moja walka z czasem...
W domku czekał na mnie "nastawiony" chleb a także śliwki suszone namoczone w alkoholu, do powidełek... nie mogłam nic zostawiać sobie na jutro. Małżon smażył ziemniaczki na kolację, ja obierałam i smażyłam śliwki, miksowałam je i doprawiałam. Zagniatałam też ciasto, piekłam chlebek gdy wyrosło. Chciałam jak najszybciej wszystko zrobić by się wreszcie położyć.
Chleb udał mi się niesamowicie, urósł i przypiekł się świetnie. Małżon zachwalał chrupkość skórki nawet widać ją na zdjęciu.
Powidełko z przepisu Zaytoon mnie oczarowało. Zmieniłam w nim oczywiście to i owo a przepis ze zmianami podaje poniżej, zdjęcie zrobię jak otworzę słoiczki :)
POWIDEŁKO ŚLIWKOWE Z CZEKOLADĄ
300 g suszonych śliwek (waga po wypestkowaniu)
50 ml likieru kawowego + 50 ml gorącej wody
850 g śliwek węgierek (po wypestkowaniu)
100 g cukru
1 łyżeczka cynamonu
0,5 łyżeczki imbiru w proszku
50 g gorzkiej czekolady (o zawartości 70% kakao)
Suszone śliwki kroimy w małą kostkę i moczymy w alkoholu z wodą (przykryte folią i pozostawione na noc).
Następnego dnia myjemy i pestkujemy śliwki, dodajemy namoczone suszone śliwki i gotujemy na wolnym ogniu, aż masa będzie rozgotowana i dość gęsta, mieszając często. Miksujemy wszystko blenderem i jeszcze chwilę gotujemy, dodajemy cukier i przyprawy. Pozostawiamy na małym ogniu mieszając często, aż masa zgęstnieje.
Dodajemy czekoladę, dokładnie mieszamy, przekładamy do wyparzonych słoików i pasteryzujemy. Ja pasteryzowałam 15 minut w ok. 100 st.C w piekarniku.
Mamy sobotę, wstałam przed 7mą zamiast po 4ej więc chyba się wyspałam. Jest 14.59 i wreszcie wyszłam z kuchni i słuchając chrumkania Pepy (dzięki tej bajce mogę spokojnie gotować gdy Córcia w takim skupieniu ogląda) piszę. Będzie to krótka relacja kulinarno podróżnicza.
Tydzień zleciał mi nie wiadomo kiedy i nie bardzo wiem od czego zacząć. Nadrobiłam troszkę zaległości kuchenne. Ugotowałam wielki gar zupy gulaszowej dzięki czemu mieliśmy co jeść przez trzy dni. Poza tym po raz kolejny upiekłam chleb pszenno-żytni dla zapracowanych a na dokładkę, tudzież na deser, zrobiłam powidełko śliwkowo czekoladowe, ale po kolei...
ZUPA A'LA GULASZOWA
Po powrocie z pracy we wtorek postanowiłam zużyć warzywa od mamy Psiapsióły blond. Wykorzystałam w tym celu łopatkę wieprzową i przepis znaleziony kiedyś na WŻ autorstwa eNki. Troszkę go zmodyfikowałam wg własnych upodobań i robię te zupkę zawsze wtedy gdy zimno i paskudnie za oknem.
60 dag wieprzowiny
1 łyżka oleju (w oryginale smalcu)
1 duża cebula
1 duży pomidor bez skórki
1 papryka zielona
2 marchewki
2 pietruszki
4-5 ziemniaków
koncentrat pomidorowy - mały słoiczek
1,2 l wody (w przepisie eNki bulionu wołowego lub drobiowego)
sól, pieprz, słodka papryka, majeranekSiekamy drobno cebulę. Smażymy ją a gdy się zeszkli posypujemy łyżka papryki, trzeba uważać, żeby się nie przypaliła.. Mięso kroimy w kostkę dodajemy do cebuli. Podsmażamy. Przekładamy do garnka. Doprawiamy solą i pieprzem, dodajemy pociętego pomidora i zieloną paprykę pokrojona w kostkę. Dolewamy 1,2 litra bulionu. Gotujemy pod przykryciem, aż mięso będzie miękkie. Dodajemy pokrojoną w plasterki pietruszkę i marchewkę. Na końcu pocięte w dużą kostkę ziemniaki. Mieszamy z koncentratem i gotujemy wszystkie warzywa i mięso na małym ogniu do miękkości . Przyprawiamy solą, pieprzem i sporą ilością majeranku.
Ja podałam ze świeżo upieczonymi bułeczkami.
W czwartkowe popołudniu uległam namowom córci i po przedszkolu wybrałyśmy się na wycieczkę. Niby nic ale radości mnóstwo. Podróż tramwajem i autobusem a jako cel obrałyśmy sobie Zamek Królewski i lody na Starówce. Wiało niesamowicie i lało momentami ale humory nam dopisywały. Łaziłyśmy sporo jak na nóżki dwu i pół latki. Blondas był pod wrażeniem kolumny Zygmunta i wielkości Zamku. Wstąpiłyśmy do mojej ukochanej herbaciarni gdzie wybrałam dwie herbatki, które pojechały z nami do domu. Lody pożarłyśmy w jakiejś małej i przytulnej lodziarni a potem stoczyłyśmy walkę by jak najszybciej znaleźć WC. Udało się w ostatniej chwili. Polecić mogę ubikację w piwnicy obok ruchomych schodów. Bezpłatnie, czysto i bez tłumów. Gdy już ząb na ząb mi nie trafiał poczłapałyśmy na przystanek i udałyśmy się autobusem do pracy Małżona. Tam się ogrzałyśmy i załapałyśmy na transport samochodowy wprost do wiewiórczego azylu.
I tu zaczęła się moja walka z czasem...
W domku czekał na mnie "nastawiony" chleb a także śliwki suszone namoczone w alkoholu, do powidełek... nie mogłam nic zostawiać sobie na jutro. Małżon smażył ziemniaczki na kolację, ja obierałam i smażyłam śliwki, miksowałam je i doprawiałam. Zagniatałam też ciasto, piekłam chlebek gdy wyrosło. Chciałam jak najszybciej wszystko zrobić by się wreszcie położyć.
Chleb udał mi się niesamowicie, urósł i przypiekł się świetnie. Małżon zachwalał chrupkość skórki nawet widać ją na zdjęciu.
Powidełko z przepisu Zaytoon mnie oczarowało. Zmieniłam w nim oczywiście to i owo a przepis ze zmianami podaje poniżej, zdjęcie zrobię jak otworzę słoiczki :)
POWIDEŁKO ŚLIWKOWE Z CZEKOLADĄ
300 g suszonych śliwek (waga po wypestkowaniu)
50 ml likieru kawowego + 50 ml gorącej wody
850 g śliwek węgierek (po wypestkowaniu)
100 g cukru
1 łyżeczka cynamonu
0,5 łyżeczki imbiru w proszku
50 g gorzkiej czekolady (o zawartości 70% kakao)
Suszone śliwki kroimy w małą kostkę i moczymy w alkoholu z wodą (przykryte folią i pozostawione na noc).
Następnego dnia myjemy i pestkujemy śliwki, dodajemy namoczone suszone śliwki i gotujemy na wolnym ogniu, aż masa będzie rozgotowana i dość gęsta, mieszając często. Miksujemy wszystko blenderem i jeszcze chwilę gotujemy, dodajemy cukier i przyprawy. Pozostawiamy na małym ogniu mieszając często, aż masa zgęstnieje.
Dodajemy czekoladę, dokładnie mieszamy, przekładamy do wyparzonych słoików i pasteryzujemy. Ja pasteryzowałam 15 minut w ok. 100 st.C w piekarniku.
wszystko wygląda pysznie! nabrałam wieeelkiej ochoty na taką zupkę!
OdpowiedzUsuńPepa jest ratunkiem? U mnie Zygzak i Rajdek. Zupę gulaszową uwielbiam... a konfiturki muszę spróbować!
OdpowiedzUsuńWg węgierskich zasad, do zupy gulaszowej, mieloną paprykę należy przed dodaniem rozpuścić w wodzie! Robiąc gulasz, rozpuszcz się ją w płynnym smalcu!
OdpowiedzUsuńI jeszcze jedno! Bracia Węgrzy, gotując gulasz, czy zupę, zawsze dodają tylko wodę! Nigdy nie dają rosołu, bo potrawa musi mieć własny smak.
Twoja zupa jest z pewnością pyszna, tyle, że powinnaś ją nazywać: a'la gulaszowa :-)
Sugestię co do tytułu przyjmuję i nazwę zupy zmieniam :) faktycznie na kuchni węgierskiej się nie znam i do oryginalnej zupy gulaszowej aspirować nie chciałam :) bazowałam na przepisie z WŻ.
OdpowiedzUsuńWŻ jest sympatyczną stroną, na której piszą ludzie kochający gotować. Każdy z nich robi to po swojemu. Tutaj ważniejsza od profesjonalnej wiedzy jest chęć. Stąd w tamtejszych przepisach jest niezliczona ilość takich niewinnych pomyłek. :-)
OdpowiedzUsuń