Dzień Kota?
Podobno mamy dzisiaj Dzień Kota... mojego wrednota chyba także... z tej okazji mały przegląd przez Stefanowe bycie u nas. Oj coraz cięższe czasy z tym rudym paskuda mamy...
Kiedyś dawno, dawno temu, pod koniec 2010 roku...
i nasz klucha 2 miesiące temu...
... i jego słodka przygoda w Dniu Kota...
He he biedaczek pomału nie mieści się w kadrze... a racje żywnościowe ma wydzielane co do grama i żebrze ile może a nic nie dostaje...
I jeszcze dwa słowa o Tłustym Czwartku. Przeminął nie wiadomo kiedy i jednak mój zamiar nierobienia pączków miał miejsce. Z przyczyn ode mnie niezależnych przytrafił mi się rozstrój żołądka. Cały dzień przeleżałam. O dziwo Blondasek był opiekuńczy i nie absorbujący. Dziecko Anioł! a po południu dostałam skurczów w dole brzucha więc wieczór spędziliśmy w szpitalu zastanawiając się czy nasza rodzinka się powiększy już tego dnia. Skurcze okazały się za małe na zostanie w szpitalu a w nocy praktycznie ustały tak więc jako ta jeszcze "nierodząca" dzisiaj obchodzę, na diecie będąc, Dzień Kota :)
piękny rudzielec, widać że szczęśliwy :)
OdpowiedzUsuńStefan jest super facetem!
OdpowiedzUsuńNo i chyba dobrze,że w taki czas śnieżny Wasza rodzinka jeszcze trójkowa...
Właśnie zostałam fanką Stefana ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam rude koty! :)
OdpowiedzUsuńSłodziak!
OdpowiedzUsuńGłaski dla niedobrego Stefana!!! :)
OdpowiedzUsuńI dla obydwojga dzieciaków buziole!!!!
Uwielbiam rude kotecki ;)
OdpowiedzUsuńfajny kociak ;)))
OdpowiedzUsuńfajny kotek, bardzo mi się podoba zdjęcie z pralką :)
OdpowiedzUsuń