Bez pradu czyli Mazury, czeresnie, poziomki i kielbasa
Zakończyliśmy rok szkolny i zdecydowaliśmy się na prawie spontaniczny wyjazd do Chaty.
Słońce spłatało nam figla i było cały czas z nami, podroż minęła bez problemu.
Jak co roku przywitał nas zapach domu, TEN jeden jedyny i tak charakterystyczny, drewniany.
W Chacie niestety zaszły zmiany. Ciotka przejęła część władzy (czy tez może jej córka), wymieniła okna na wielkie i nie pasujące, nie dbając o obróbki dookoła, ICH pokój zrobiła po swojemu wykładając drewniane ściany karton gipsem i meblując w kolorze lila a nam zabroniła zamykać NASZ pokój na klucz przez co wszystko musimy chować... dziwny układ... no i okazało się, że nie ma prądu... nie będzie więc odkurzenia po swojemu.
Z początku wpadłam wręcz w histerię, wszystko było nie tak jak trzeba. To już nie było moje miejsce a lodówka turystyczna pękała w szwach i nie było jak schłodzić jedzenia.
Usiadłam na tarasie, łzy mi ciekły po policzkach, patrzyłam na jezioro, na stara gruszę, tę samą od prawie 30tu lat, skubałam czereśnie prosto z drzewa. Gałęzie uginały się wręcz od owoców a przecież od lat nie owocowała wiecznie czymś porażona.
Dzieciaki z początku zachwycone widząc mój nastrój zaczęły marudzić.
W końcu uspokoiłam się. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że zostaniemy przynajmniej na jeden dzień by zrobić pierwszego w tym roku grilla.
Zostaliśmy dwa dni, było zbieranie poziomek w lesie, plac zabaw, moczenie nóg w jeziorze, plaża z kocykiem, mycie w zimnej wodzie i ogień w kominku. Kompletnie bez telewizji, bez gier bo nie było jak naładować sprzętów, z książką na trawniku czy na huśtawce... było wspaniale choć z początku tak nerwowo.
A jeśli macie dość kiełbasy z grilla ot tak położonej i upieczonej zachęcam do posmarowania jej prostą glazurą :)
na 5 kiełbasek wystarczy:
łyżeczka sosu barbecue (lub ketchupu)
łyżeczka musztardy
szczypta ostrej papryki
łyżeczka miodu
Wszystko mieszamy na gładka pastę.
Kiedy kiełbaski są już prawie gotowe smarujemy je pastą z jednej strony, przypiekamy, smarujemy z drugiej strony i znowu chwile grillujemy. Podajemy z ulubionymi dodatkami. U mnie była to grillowana papryka i cebula oraz cząstki pomidora.
Słońce spłatało nam figla i było cały czas z nami, podroż minęła bez problemu.
Jak co roku przywitał nas zapach domu, TEN jeden jedyny i tak charakterystyczny, drewniany.
W Chacie niestety zaszły zmiany. Ciotka przejęła część władzy (czy tez może jej córka), wymieniła okna na wielkie i nie pasujące, nie dbając o obróbki dookoła, ICH pokój zrobiła po swojemu wykładając drewniane ściany karton gipsem i meblując w kolorze lila a nam zabroniła zamykać NASZ pokój na klucz przez co wszystko musimy chować... dziwny układ... no i okazało się, że nie ma prądu... nie będzie więc odkurzenia po swojemu.
Z początku wpadłam wręcz w histerię, wszystko było nie tak jak trzeba. To już nie było moje miejsce a lodówka turystyczna pękała w szwach i nie było jak schłodzić jedzenia.
Usiadłam na tarasie, łzy mi ciekły po policzkach, patrzyłam na jezioro, na stara gruszę, tę samą od prawie 30tu lat, skubałam czereśnie prosto z drzewa. Gałęzie uginały się wręcz od owoców a przecież od lat nie owocowała wiecznie czymś porażona.
Dzieciaki z początku zachwycone widząc mój nastrój zaczęły marudzić.
W końcu uspokoiłam się. Doszliśmy wspólnie do wniosku, że zostaniemy przynajmniej na jeden dzień by zrobić pierwszego w tym roku grilla.
Zostaliśmy dwa dni, było zbieranie poziomek w lesie, plac zabaw, moczenie nóg w jeziorze, plaża z kocykiem, mycie w zimnej wodzie i ogień w kominku. Kompletnie bez telewizji, bez gier bo nie było jak naładować sprzętów, z książką na trawniku czy na huśtawce... było wspaniale choć z początku tak nerwowo.
większość trafiła prosto do brzuchów a to co udało się zebrać do pojemnika, już umyte wylądowało w miseczce :) poziomkowy raj! a za tydzień będą już jagody pełne słodyczy! |
bocian karmił swoje młode |
czereśnie spadały wręcz z drzewa |
szuwary szumiały... |
matka zamiast nogi moczyć czytała Jo Nesbo, dzięki Ci Kozo Domowa!!! |
na 5 kiełbasek wystarczy:
łyżeczka sosu barbecue (lub ketchupu)
łyżeczka musztardy
szczypta ostrej papryki
łyżeczka miodu
Wszystko mieszamy na gładka pastę.
Kiedy kiełbaski są już prawie gotowe smarujemy je pastą z jednej strony, przypiekamy, smarujemy z drugiej strony i znowu chwile grillujemy. Podajemy z ulubionymi dodatkami. U mnie była to grillowana papryka i cebula oraz cząstki pomidora.
pożegnalny talerz pyszności :) |
Ale mi się przykro zrobiło... Jak wspominam to miejsce, to kojarzy mi się z taka idyllą i odpoczynkiem... No ale niestety, jeśli musicie je z kimś dzielić, to nigdy nie będzie idealnie...
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że ciotka nie bierze pod uwagę Was z planowaniu zmian i remontów, wydaje się to wręcz niewiarygodne...
Ale to, że nie możecie zamykać SWOJEGO pokoju??? Masakra...
choć tak pięknie na zdjęciach, to smutno mi sie zrobiło:( drewno ma dusze a gips... szkoda gadać; zasady jakies dziwne:( nie poddawaj sie walczcie o ten Wasz prywatny kawałek Chaty! Pozdrawiam z niedalekiej bramy Mazur:))
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, że tak się to potoczyło. Fajnie, że jednak coś pozytywnego wynieśliście z tego pobytu. A glazura do kiełbaski na bank będzie wypróbowana:-)
OdpowiedzUsuńtak to w życiu jest, że z rodziną najlepiej na obrazku...trzymajcie się mimo wszystko!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i nie daj się!
OdpowiedzUsuńFajne okulary :)
OdpowiedzUsuńUnplugged od czasu do czasu jest zajebiste.
dzięki! to pierwsze oprawki jakie zobaczyłam i juz żadne inne mi nie odpowiadały!
UsuńFajne okularki .... też teraz Nesbo pochłaniam:) ... a co do zmian w Chacie to smutno się to czyta ... oj smutno.
OdpowiedzUsuń