Raki nieboraki dookoła...
... mnie się rozprzestrzeniają. Jakieś pół godziny temu, dowiedziałam się, że mój "tatuś" jest w szpitalu na ul. Płockiej, podłączony do tlenu a prawdopodobna gruźlica to raczej rak...
... 5 minut temu przeczytałam, że zmarła laureatka BlogRoku 2010 prowadziła bloga o swojej walce z rakiem...
...i ja w tym wszystkim... przerażona prze potwornie jestem powiem szczerze... jestem drugi raz w ciąży i po raz drugi mój rodzic jest chory... kontakty z ojcem mam nikłe, nie darze go zbytnio ciepłym uczuciem ale... wizja kolejnej śmierci w rodzinie z powodu takiej choroby mnie kompletnie rozkłada na łopatki... sama ostatnio nie czuje się za dobrze gdyż mam ucisk na jakiś nerw i boli mnie pośladek i czasem mam problem z chodzeniem i nie wiem jak mam to wszystko ogarnąć!!! jak mam jechać kuśtykając, z Córcia u boku, do szpitala, do ojca? może zobaczyć go po raz ostatni? czuje się strasznie rozdwojona i wszystko mnie boli...
... nawet pyszne aromaty, o których pewnie jutro napiszę, jakie rozchodzą się po mieszkaniu nie poprawiają mi nastroju... strach, wielki strach, o siebie, o to ile pożyję, ile będę mogła zobaczyć z życia moich dzieci...
Po prostu boję się.
... 5 minut temu przeczytałam, że zmarła laureatka BlogRoku 2010 prowadziła bloga o swojej walce z rakiem...
...i ja w tym wszystkim... przerażona prze potwornie jestem powiem szczerze... jestem drugi raz w ciąży i po raz drugi mój rodzic jest chory... kontakty z ojcem mam nikłe, nie darze go zbytnio ciepłym uczuciem ale... wizja kolejnej śmierci w rodzinie z powodu takiej choroby mnie kompletnie rozkłada na łopatki... sama ostatnio nie czuje się za dobrze gdyż mam ucisk na jakiś nerw i boli mnie pośladek i czasem mam problem z chodzeniem i nie wiem jak mam to wszystko ogarnąć!!! jak mam jechać kuśtykając, z Córcia u boku, do szpitala, do ojca? może zobaczyć go po raz ostatni? czuje się strasznie rozdwojona i wszystko mnie boli...
... nawet pyszne aromaty, o których pewnie jutro napiszę, jakie rozchodzą się po mieszkaniu nie poprawiają mi nastroju... strach, wielki strach, o siebie, o to ile pożyję, ile będę mogła zobaczyć z życia moich dzieci...
Po prostu boję się.
Przykro mi,smutne.Ale teraz mysl o tacie,a nie o sobie ile Ty pozyjesz.Nic Ci nie jest,ciaza,to nie choroba,choc czasem cos dolega.Jak bedziesz histeryzowac,to nic dobrego.A tata zyje,a moze to nie rak?A moze go pokona?Rak to nie wyrok,spokojnie,bedzie dobrze.
OdpowiedzUsuńP.S.Ja tu systematycznie zagladam,lubie ten blog,trzymam kciuki,a Ty tez sie trzymaj.Emma
OdpowiedzUsuńKażdy z nas jest po coś na tym świecie i Ty i Twoi bliscy maja do wypełnienia jakaś misje ...Ja w to wierze ...Tak naprawdę można zachorować zawsze ...nawet nie mając powiązań genetycznych z chorymi. Trzeba żyć danym dniem....bo nie umiera się tylko od "raków nieboraków" ale np.upadając potknąwszy się o krawężnik. Dbaj o siebie ale nie wpadaj w panikę, daj wsparcie ojcu na ile możesz. Każde życie człowieka trzeba traktować jak dar losu. Pozdrawiam BeA
OdpowiedzUsuńŚciskam mocno i łączę się w bólu i.. tak, lęku. Ja w tym tygodniu dowiedziałam się, że moja mama chrzestna ma raka... A ukochana Babcia Eryka (moja mistrzyni kulinarna) też zmarła właśnie na to paskudztwo... :((
OdpowiedzUsuńDzięki dziewczyny za te słowa :)
OdpowiedzUsuńAuroro (cały czas myślę o Tobie jak o śpiącej królewnie z bajki Disneya...) przykro mi... mam nadzieje, że Twoja mama chrzestna pokona tę chorobę. Trzymaj się.